Mam na dacho-tarasie takie obleśne krzesło. "Naprawiam" je co kilka tygodni nakładając na nie kolejne reklamówki. Paten świetny, sprawdza się bez zastrzeżeń. Nawet przed ewentualnym deszczem chroni. Na dodatek krzesło jest wbrew temu jak wygląda, bardzo wygodne. No, ale zgodnie z powiedzeniem "wszystko mija, nawet najdłuższa żmija", postanowiłam, że czas się go pozbyć. Wzięłam więc krzesło do góry nogami, żeby łatwiej bylo nieść i zobaczyłam ...pajęczynę. Misternie uplecione niteczki biegły od jednej nogi do drugiej. No, niby nic, a jednak się zawachałam. Jakiś pająk musiał się w końcu nieźle napracować. Postanowiłam więc, że zostawię krzesło jeszcze na jeden dzień. Na drugi dzień pajęczyna była jednak jeszcze większa. Oznacza to tylko jedno. Na krześle zamieszkał pająk! To jego dom! No, nie mam sumienia mu tego domu zabrać.. nie mam...Krzesło więc na razie zostaje. Ale siadać już na nim nie będę. Boję sie i brzydzę pajaków. Ale domu im nie zabiorę...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz