czwartek, 27 listopada 2008

Gigantyczne "Barbie"

"real dolls" ;)


O, kot

No i stało się. Mamy kolejnego kota. Obiecaliśmy sobie, że już żadnych nie ratujemy, ale jak można obojętnie przejść obok takiego bezbronnego maleństwa leżącego na chodniku. Kociątko było przebrudne (szaro-czarne), wystraszone, wygłodniałe, zapchlone, ze złamaną łapką. Ktoś je po prostu wyrzucił na ulicę i tyle. Na razie jest u nas. Wyleczymy, odkarmimy i pomyślimy co dalej....


"Shrek"

"Hellboy"

Zdziwiona Śniega, ale zbyt leniwa, żeby się ruszyć.

Zdziwiona Mizia obserwuje z bezpiecznej odległości.

wtorek, 25 listopada 2008

Poczta

Identyfikacja wizualna meksykańskiej poczty. Zawsze gdy kupuję znaczki, mam ochotę poprosić o gałkę lodów.



piątek, 21 listopada 2008

Tlaquepaque

San Pedro Tlaquepaque (albo po prostu Tlaquepaque) to miasteczko, które wraz z rozwojem Guadalajary zostało wchłonięte przez miasto i teraz jest jedną z dzielnic mieszczącą się na południowo-wschodnich przedmieściach. Jest to miejsce znane w całym Meksyku z wyrobów ceramicznych i szklarskich. Dzielnica jest stosunkowo biedną częścią miasta, ale niedawno odrestaurowane centrum przyciąga (zwłaszcza w weekendy) wielu turystów i meksykańskich rodzin.

Jeżyny, jabłka, gruszki...

Dziadek polewej sprzedawał wyśmienite ciastka przypominające w smaku pierniki.

Jedna z bocznych uliczek.

Nie wiem co to jest...

Sklepik w centrum.

Stragan z bransoletkami.

Przepiękne wyroby plemienia Huichol. Do wszystkiego używane są małe koraliki.

Guadalajara: Barranca de oblatos (kanion)

Barranca de Oblatos to kanion o głębokości ok. 600m, który znajduje się na północno-wschodnich obrzeżach Guadalajary. Podróż zwykłym autobusem miejskim z centrum zabiera około 40 minut (lub ponad 1h jeśli tak jak my, wybierzecie autobus, który jeździ przez wszystkie uliczki oklicznych, bardzo biednych dzielnic i zatrzymuje się na każdym rogu). Kanion jest częścią rezerwatu przyrody, w którym znajdują się róznorodne gatunki roślin i zwierząt. W dole płynie Rio Grande de Santiago (najdłuższa rzeka w Meksyku) a ze zbocza skał spływa wodospad, który z daleka wygląda jak ogon konia i tak właśnie został nazwany ("Cola de Caballo"). Kanion można oglądać z tarasów widokowych (wersja dla leniwych, czyli dla nas), jest również możliwość zejścia na sam dół i stamtąd wspinaczki po górach. Parę tygodni intensywnych przygotowań i może damy radę zejść na dół :)

To zdjęcie znalazłam w internecie. Zabudowa Guadalajary dochodzi niemalże do samej krawędzi kanionu. Po prawej stronie widać stadion piłki nożnej.












poniedziałek, 17 listopada 2008

Cos z niczego

W związku z tym, że nasz duży pokój cały czas nie jest umeblowany, postanowiliśmy, że musimy w końcu coś z tym zrobić. W związku z tym, że nie chcemy się angażować w kupno kanapy, dywanu, stołu etc., postanowiliśmy poszukać czegoś innego. Coś co byłoby tanie, łatwe do przetransportowania ze sklepu i co dodało by koloru i charakteru naszemu pokojowi. No i znaleźliśmy. Koty się trochę boją, ale pracujemy nad tym.

Sześć piłek za 7 zł. Jak można nie kupić...


Umeblowany pokój

sobota, 15 listopada 2008

Gangi w Meksyku i Ameryce Centralnej

Pozostając w temacie przestępczości, znalazłam dosyć ciekawy materiał dotyczący gangów istniejące na terenie obydwu Ameryk. Gangi w Ameryce Centralnej nazywane są "maras". Istnieje kilka źródeł tej nazwy. Niektórzy uważają, że pochodzi od ulicy "la mara" w San Salvador , inni, że od slangu z El Salvador, gdzie "mara" oznacza "grupę ludzi". Jest to również skrót od "marabuntas", niebezpiecznych mrówek żyjących na terenach dżungli Centralnej i Południowej Ameryki. Dwa największe gangi działające w Meksyku to "Mara 18" i " Mara Salvatrucha". Mara 18 powstał w Los Angeles na początku lat 60-tych (wokół 18th street- stąd nazwa gangu) głównie wśród imigrantów z Meksyku. Salvatrucha (inaczej "Mara 13"-skupiony wokół 13th street) ma swoje korzenie w El Salvador, ale rozwinął się na terenie Los Angeles wraz z napływem imigrantów z El Salvador. W latach 90-tych w wyniku programu walki z gangami, rząd USA deportował z powrotem do EL Salvador członków najbardziej niebezpiecznych gangów, w ten sposób rozprzestrzeniając ich działalność na tereny Ameryki Centralnej. W pierwszej kolejności w Hondurasie, potem w Guatemali i wreszcie w Meksyku. Opanowaly one przede wszystkim południową część Meksyku i stany takie jak Oaxaca, Chiapas i Veracruz. Z czasem również na północy rozwinęła się aktywność gangów, gdzie ulokowane są główne centra przemytu narkotyków i .. ludzi (prostytutki, nielegalni imigranci). Zdarza się również, że wielu Meksykanów z biednych miasteczek, którzy swego czasu wyjechali do Ameryki wraca po latach do swoich rodzinnych stron, ale już jako członkowie gangów. Udało mi się znaleść takie miejsce (Jacona) kilka godzin od Guadalajary w stanie Michoacan. Wzięłam więc aparat i pojechaliśmy z Armenem na rekonesans, czego efektem są poniższe zdjęcia. Chłopcy byli bardzo mili i bez problemu pozowali. Żartuję. Zdjęcia zostały zrobione przez meksykańskiego fotografa Alvarez Montero a historia jednego z bohaterów zdjęć Jimmy "El Pinto" Lopeza, byłego gangstera z Los Angeles, zakończyła się nakręceniem filmu dokumentalnego z nim w roli głównej -"M of Michoacan". Trailer zamieszczam poniżej. Nie wiem jak dużym problemem są gangi w dzisiejszym Meksyku. W odróżnieniu do Stanów Zjednoczonych nie działają w każdym dużym mieście a raczej w mniejszych miasteczkach ściśle powiązanych z kartelami narkotykowymi. M of Michoacan
Ponizej jeszcze jeden link do trailera filmu dokumentalnego o gangu "18" w El Salvador.
La Vida Loca

zdj.Alvarez Montero

zdj.Alvarez Montero

zdj.Alvarez Montero

piątek, 14 listopada 2008

Przestepczosc w Meksyku

Dużo ludzi zadaje mi pytanie czy w Meksyky jest bezpiecznie. Na to pytanie nie mogę odpowiedzieć jednoznacznie, bo Meksyk to duży kraj i wszystko zależy od miejsca, gdzie się mieszka (i oczywiście od stopnia zamożności). Czy ja czuję się bezpiecznie? Tak. Czuję się bezpieczniej niż w Los Angeles i czuję się bezpieczniej niż w Warszawie. Nie ma tu gangów ani dresiarzy, bez obaw chodzę w nocy po ulicach i z tego co wiem, nikt spośród moch znajomych nie przeżył tutaj nigdy sytuacji, w której poczułby się zagrożony. Przy odrobinie zdrowego rozsądku można tu żyć w przekonaniu, ze Meksyk to bardzo bezpieczne miejsce. Mam jednak świadomość, że tak nie jest. W zakresie przestępczości Meksyk walczy teraz z dwoma głównymi problemami. Dotyczą one porwań dla okupu i wzmożonej aktywności karteli narkotykowych. W kwestii porwań sprawa jest prosta. Meksyk to nie jest kraj dla bardzo bogatych ludzi. Dla osób, które mają wille, jachty i jeżdżą porsche mam jedną radę: "Spierdalajcie z Meksyku!". Muszę tu jednak uspokić wszystkich tych, którzy jako turyści przyjeżdzają do Meksyku mysląc, że dźwięk obcego języka od razu zwabi porywaczy. Zapewniam, żeporywacze nie tracą czasu na domysły czy ktoś może mieć pieniądze czy nie. Jeśli kogoś porywają, to wiedzą, że na 100% warto. Problem z "narcotráfico" jest już bardziej skomplikowany. Przez wiele lat w związku z korupcją w policji i w rządzie, organizacje narkotykowe miały całkowicie wolną rekę. Wybrany w 2006 nowy prezydent Meksyku Felipe Calderone, postanowił jednak wydać walkę kartelom narkowykowym i ograniczyć ich działalność. Bezkarni do tej pory "lordowie narkotykowi" poczuli się zagrożeni a rosnąca ilość aresztowań wywołała kontrreakcję z ich strony. Oznacza to tylko jedno: taktykę zastraszania. Najwięcej takich aktów przemocy ma miejsce w miasteczkach przygranicznych, które są głównym miejscem przeżutu narkotyków (takie jak Juarez czy Tijuana), ale "pokazy siły" zdarzaja się wszędzie. Nawet tu w Guadalajarze. Kilka tygodni przed moim przyjazdem do Meksyku główna komenda policji została tu obrzucona granatami. Od tego czasu na ulicy przed budynkiem stoi czołg a uzbrojeni policjanci ustawieni są na dachu z karabinami w ręku. Ataki te zazwyczaj kierowane są przeciwko "przedstawicielom władzy" i omijają "cywilów", ale na wszelki wypadek omijam takie miejsca...

W tle policjant na dachu komendy.

wtorek, 11 listopada 2008

Zemsta Montezumy

Od mojego przyjazdu do Meksyku wielu moich znajomych pytało mnie czy przeżyłam już "zemstę Montezumy", bo podobno nie omija nikogo. Minął tydzień, dwa, trzy a ja z radością i nie ukrywam, lekką dumą odpowiadałam, że mnie ominęła. No, cóż... do czasu. Po upływie ponad miesiąca wreszcie mnie dopadła i dodam, że ze zdwojoną siłą. Montezuma zostawił mnie sobie na deser. Nieświadoma co mnie czeka, wysłałam Armena na piwo/a z kumplem, który przyjechał do nas w odwiedziny. Karta telefoniczna, którą tu kupiłam nie działa w telefonie przywiezionym z Polski. Nie miałam więc możliwości kontaktu z kimkolwiek. Dodatkowo akurat tej nocy jeden z najbardziej znanych klubów techno w guadalajarze obchodził ósmą rocznicę otwarcia i na miejsce imprezy wybrał sobie ulicę graniczącą z naszym domem. Od 20.00 do 2.30 szyby w naszym mieszkaniu trzęsły się od ilości decybeli, które dostarczane były bez chwili przerwy. Ja "zamieszkałam" w łazience i słabnąc z godziny na godzinę przy niezmiennym rytmie techno popadałam w stan bliski halucynacjom. Aby uprzyjemnić sobie widok, na który byłam skazana przez tyle godzin, sypałam do muszli klozetowej błękitny Ajax a ten zamienił się w moich wizjach w przepiękne laguny. W międzyczasie zakwitła w mojej głowie idee fixe, że muszę to uwiecznić na zdjęciu. Pokonanie kilku metrów do drugiego pokoju po aparat było wysiłkiem, którego chyba nigdy nie zapomnę. Turlając się do torby przypominałam sobie amerykańskie filmy sensacyjne, w których ranna, krwawiąca ofiara czołga się do telefonu, żeby zadzwonić po policję (oczywiście telefon zawsze ma przecięte kable - na szczęście w moim przypadku baterie w aparacie były naładowane). Okolo 2.00 nad ranem wszystko ustało. Wtedy właśnie wrócił Armen, który powiedział "Zrobię Ci kochana gorzką herbatkę, to Ci pomoże". Okazuje się, że to takie proste. Na szczęście, Montezuma tak jak nagle się pojawia z tą swoją zemstą, tak równie nagle znika.

"Turkusowe laguny"

Scena obok mojego domu, którą ja w malignie widziałam raczej...


tak.

sobota, 8 listopada 2008

Dia de los Muertos

W Meksyku święto poświęcone zmarłym obchodzi się przez dwa dni. 1 listopada w większości kraju jest nazywany "Dia de los Innocentes" (Dzień Niewiniątek) lub "Dia de los Angelitos" (Dzień Aniołków), natomiast 2 listopada to "Dia de los Muertos" (Dzień Zmarłych). To tradycja wg której pierwszy dzień poświęcony jest dzieciom a drugi dorosłym zmarłym. Najważniejszym elementem tych świąt jest przystrajanie grobów i budowanie ołtarzy upamiętniających zmarłych. Związane jest to ze starymi wierzeniami, ze w tych dniach dusze zmarłych pojawiają się na ziemi, aby spotkac się z bliskimi. Z tego względu, na ołtarzach kładzie się między innymi ulubione potrawy zmarłego, aby w ten sposób łatwiej mu było znaleść drogę. Wszystkie części dekoracji, które znajdują sie na ołtarzach czy grobach mają swoją określoną symbolikę. Obowiązkowo należy umieścić wodę dla spragnionych, sól do przyprawienia potraw i chleb. Kolorystyka dekoracji musi być utzrymana w kolorach: czerwony - krew, czarny - ziemia, biały - niewinność, nadzieja, purpurowy - cierpienia, pomarańczowy lub zółty - słońcem, światło. Stałym elementem stały się z czasem pomarańczowe marigolds, czyli po prostu nagietki i oczywiście czaszki i kościotrupki. Charakterystyczne jest to, że kościotrupki są zawsze uśmiechnięte i kolorowo ubrane. W ten sposób Meksykanie starają się "zaprzyjaźnić" ze śmiercią, pokazać ją w taki sposób, aby nie budziła przerażenia. Z tego powodu rodziny starają się wspominać swoich zmarłych przy akompaniamencie muzyków (Mariachi) lub jedząc na cmentarzu wspólny posiłek.To jest chyba jedne z najwazniewjszych różnic między Świętem Zmarłych w Polsce i Meksyku. Oczywiście nowoczesnośc wkrada się również do tak starych świąt jak to i wielu ludzi z którymi rozmawiałam mówiło mi, ze "nigdy w zyciu nie zjedliby niczego na cmentarzu" i "nie mieliby ochoty słuchać Mariachi". Jeśli chcecie więc przeżyc prawdziwie tradycyjne obchody Dia de los Muertos musicie pojechać do małych miasteczek albo do mniej nowoczesnych stanów na południu Meksyku. W dużych miastach takich jak Guadalajara, wiele grobów pozostaje bez dekoracji a jeśli święto wypada w środku tygodnia to mamy... "długi weekend". A długi weekend w Guadalajarze, to wyjazdy na plaże.

Pan de Muerte - świąteczne ciasto. Smakuje trochę jak nasza babka wielkanocna .

Figurki Catrinas - postać ta została stworzona przez artystę José Guadalupe Posada na początku XX wieku. Elegancko ubrany kościotrup (a raczej kościotrupka) stał się symbolem śmierci, która
przychodzi zarówno do biednych, jak i do bogatych.

Ołtarz w szkole językowej zadedykowany zmarłej dyrektorce.

A tu ołtarze na stacji metra.

Ten zrobiony został dla znanej meksykańskiej piosenkarki. Obok z głośników rozbrzmiewały jej piosenki.

Sądząc po butelce tequili umieszczonej na ołtarzu, facet lubił sobie wypić.

Ołtarz przy cmentarzu. W tle pies a z boku w ostatniej chwili weszła mi w kadr kobieta.

Grób z charakterystycznymi kwiatkami marigolds.




Jak widać w tle, dużo grobów nie zostało przystrojonych.

A tu Cmentarz Północny w Warszawie (fot. Paweł Łojewski). Pod względem ilości kwiatów, polskie cmentarze są w ten dzień nie do pobicia.

piątek, 7 listopada 2008

Wyprawa na zachodnie wybrzeze Meksyku

Guadalajara leży w stanie Jalisco, w odległości ok.360 km od Oceanu Spokojnego. Spragnieni plaży i kąpieli w oceanie postanowiliśmy pojechać do Puerto Vallarta. Jeśli nie ma się samochodu, to najlepiej wybrać się w taką podróż autobusem. W Meksyku jest mnóstwo kompanii autobusowych a poziom świadczonych usług jest nieporównywalnie wyższy niż w stanach czy w Kanadzie (o Polsce nie wspomnę). Podróż do Puerto Vallarta zajmuje ok. 4 i pół godziny a bilet w jedną stronę kosztuje w zależności do firmy od 55 do 90zł. Jest to dosyć wysoka cena jak na tutejsze warunki, ale za to mamy zapewnioną podróż klimatyzowanym, czystym autobusem, z siedzeniami rozkładanymi prawie do pozycji leżącej, z ekranami, na których można oglądać filmy plus "suchy prowiant" typu kanapka, chipsy, ciastka i coś do picia (woda, cola, kawa etc). Oczywiście trzeba jednak pamiętać, że jest to Meksyk i powiedzenie "ordnung muss sein" jest tu bynajmniej nie na miejscu. Do wszystkiego trzeba zawsze dodać lekki element niewiadomej. Zdarza się więc, że jakiś autobus nie zostanie podstawiony na czas albo (tak jak w naszym przypadku) kierowca będzie się zatrzymywał po drodze parę razy, aby kupić świeże tortille albo zamienić parę słów z kimś z rodzinnej wioski. Oczywiście potem na małych, wąskich, górskich drogach przyśpieszy, żeby nadgonić stracony czas. Acha, i nie mam też do końca pewności czy filmy wyświetlane w autobusie nie były przypadkiem pirackie, bo wydawało mi się, że dopiero pojawiły się w kinach...






Tył autobusu z toaletą i pojemnikiem z gorącą wodą do robienia kawy.


Przód autobusu.

Góry w stanie Jalisco.

Przydrożne stragany z owocami.

Kurczak z grilla.

W miasteczkach, gdzie jest sucho i gorąco (i nie ma chodników) ulice często polewa się wodą. Dzięki temu trochę mniej się pyli.

Po drodze mijaliśmy wiele takich małych, biednych miasteczek.

Typowy tropikalny krajobraz blisko Puerto Vallarta.

Jedna z wielu "niebezpiecznych kurew".